W południe burza śnieżna zabieliła rozmiękłe trawniki i dachy budynków. Te drugie szybko doszły do siebie, szemrając metalicznie rynnami przez całe popołudnie. Ciężkie chmury po jakimś czasie przegonił wiatr, a wraz z ciemniejącym błękitem, spłynął na ziemię lekki mróz. Samochody z obawą zjeżdżały zeszkloną Kielecką, a potem z trudem wspinały się pod górę. Zachodzące słońce rozczerwieniło prastare mury i utrudzony księżyc, który z mozołem wspinał się ponad miasto, stękając z cicha.

Piotr Walczak